poniedziałek, 24 września 2012

Nie odzywam się, bo.... jak zwykle zwycięża mój słomiany zapał :( Obiecuję sobie wiele, a potem - brak czasu, niechciej, brzydka pogoda itd.

Napiszę tylko, co udało mi się wprowadzić:
  • staram się jeść częściej (co 3h), za to mniejsze porcje
  • staram się zastępować mniej zdrowe produkty - zdrowszymi, np. ziemniaki kaszą
  • ograniczam inne tuczące produkty, np. żółty ser
  • jako przekąski wybieram owoce, zamiast słodyczy
  • słodycze kupne zastępuję domowymi ciastami (niestety nie potrafię zjeść obiadu i nie przekąsić za chwilkę czymś słodkim :( bez deseru obiad jest niezaliczony)
  • i przede wszystkim: trochę ćwiczę!!! do tego jest mi najciężej się zmusić. Na razie zainspirowana postem Czarownicującej wybrałam taki krótki zestawik ćwiczeń z Tiffany Rothe

Niby nic takiego, 10 min kręcenia rękami i pupą, a boczki na drugi dzień bolą dokładnie tam, gdzie chciałabym zgubić tłuszczyk :)

Jest też mnóstwo rzeczy które chciałabym robić - a nie robię, właśnie z lenistwa, tudzież niesprzyjających warunków, ale po co o tym pisać... Albo napiszę, może mnie to zmobilizuje? W następnym poście :)

sobota, 18 sierpnia 2012

Trochę historii (histerii).

Czas wreszcie wziąć się za siebie. Jestem obrzydliwym leniem, który ciągle odkłada coś "na później". A robi się coraz później i nic się nie dzieje...

Mała historia:
Zawsze byłam chudziakiem. Wieczna niedowaga, nawet w liceum ważyłam 48 kg przy wzroście 168 cm. W dużej mierze przyczyną było to, że do 21 roku życia nie jadłam mięsa - dużo mniej kalorycznych potraw typu fast food, smażenina, grill, zapiekanki itd. Potem studia, w ich trakcie - praca i tyć nie było kiedy. Waga stała na 52 kg. Po studiach przytyłam jeszcze 2 kg ale nadal było dobrze, wchodziłam w rozmiar XS, S, czasem M.
Do czasu, gdy zaszłam w ciążę. Do 5 miesiąca waga stała na 54 kg, ale pod koniec 9 miesiąca było już 74. Naprawdę nie wiem, jak to się stało :) Powiem tylko, że moimi ciążowymi zachciankami były pączki i spaghetti po bolońsku -_-'
Po porodzie waga spadła dość szybko do 62 kg i stanęła. Pewnie gdybym się więcej ruszała w tym czasie, to poleciałoby więcej, ale zaraz po narodzinach Bobasa nastały 30-stopniowe mrozy i nie wychodziliśmy na spacery przez ponad miesiąc, tylko delikatne werandowanie na balkonie. Tym sposobem nadprogramowe kg zamiast spadać zadomowiły się na dobre.



Co teraz?
Straszne lenistwo. Mam obrzydzenie do siebie przez to lenistwo. Jedyną aktywnością są spacery, a i tak bardzo chętnie zamieniam je na spacery do supermarketu celem zrobienia zakupów, zwłaszcza gdy były upały i na spacer po osiedlu było za gorąco.
Mam wykupiony grupon na zumbę, ale od 3 miesięcy nie zadzwoniłam do klubu, żeby się zapisać na zajęcia. Pewnie zaraz straci ważność... Na studiach biegałam wieczorami z współlokatorami i strasznie za tym tęsknię, ale nie mogę się zmusić. Mam też ćwiczenia Ewy Chodakowskiej i też nie mogę się za nie zabrać, choć przez tydzień ćwiczyłam. Powinnam też ograniczyć słodycze. I nawet przez tydzien się udawało, ale znów jem :(

DOBRA, DOŚĆ JUŻ TEGO WYWNĘTRZANIA SIĘ!

Skoro dzięki blogowaniu udało mi się wyprowadzić moje włosy na ludzi, to swoje ciało na ludzi też wyprowadzę. Zmieszczę się w ciuchy sprzed ciąży i już. Uda mi się! :)

UDA SIĘ!!!